czwartek, 8 listopada 2018

Bohemian Rhapsody 2018

Z powodu przeciętnych recenzji wybrałem się na film "Bohemian Rhapsody" pełen obaw. Jednak wyszedłem z filmu oczarowany i radosny.

Jednak najpierw cofnijmy się w czasie do lat kiedy zespół Queen był najbardziej znany i słuchany - był to czas gdy albo jeszcze nie istniałem, albo byłem zbyt młody by o nich słyszeć a jeśli słyszałem to nie byłem w stanie zrozumieć ich sławy ani docenić muzyki - byłem na etapie słuchania piosenek z filmów o Panu Kleksie.
Później, gdy byłem starszy, kojarzyłem ten zespół głównie z muzyki do filmu "Nieśmiertelny" i trochę mniej z muzyki do filmu "Flash Gordon". Poza tym znałem kilka ich największych hitów, ponieważ były grane wszędzie i dość często.
Krótko mówiąc cały fenomen tego zespołu jak i Freddiego Mercury'ego całkowicie mnie ominął.

Interesując i uwielbiając bardziej złożoną rockową muzykę zawsze miałem świadomość, że Queen odegrali ważną rolę w rozwoju rocka. Doceniałem ich kompozycje. Jednocześnie nigdy bardziej nie wgłębiłem się w ich twórczość.

Pomimo tego, jak zobaczyłem zwiastun filmu "Bohemian Rhapsody", wiedziałem, że chcę zobaczyć ten film. Czułem, że mi się spodoba. Potem pojawiły się przeciętne recenzje... Zatem możliwe są dwie opcje: jest to lepszy film niż wielu recenzentów przyznaje albo można mnie urzec prawie dowolnym filmem o powstawaniu dobrej muzyki.

Dla mnie ten film był ciekawym odkryciem, ponieważ tak naprawdę niewiele wiedziałem o legendzie rocka jaką jest Freddy Mercury. Ciekawym dla mnie było odkryć skąd pochodził i jak wyglądała jego wędrówka do muzycznej sławy. Nie mniej ciekawym było obserwować proces twórczy ich wspaniałych albumów i utworów, obserwować interakcje i kłótnie wewnątrz zespołu, których wynikiem była lepsza, ciekawsza i doskonalsza muzyka.
Moja wizja zespołu Queen po tym filmie, to wizja czterech ludzi, którzy kochali muzykę i ciągle szukali nowego sposobu jej grania, tworzenia i wyrażania się przy pomocy muzyki. Bardzo spodobało mi się też stwierdzenie, które padło w filmie, że są zespołem dla tych co stoją przy ścianach, dla osób dla których tzw. mainstream muzyczny nie ma wiele do zaoferowania, dla ludzi, którzy zawsze czuli się inni czy jakoś wykluczeni. Jest mi to bardzo bliskie.

Nawet jeśli wiele z tego co było w filmie nie jest prawdą, jest podkolorowane itd. to nie ma dla mnie znaczenia. Liczy się dla mnie opowieść o muzyce i miłości do niej.

Na koniec chcę jeszcze opisać jakie niesamowite wrażenia wywarł na mnie miks filmu w Dolby Atmos (słuchany w Helios Forum Gdańsk). Dźwięk w tym filmie całkowicie zwalił mnie z nóg. Poza wspaniale brzmiącymi piosenkami było to najwspanialsze i najlepsze wykorzystanie Dolby Atmos jakie do dziś miałem okazję usłyszeć. W trakcie fragmentów dziejących się na koncertach czułem się jakbym rzeczywiście był na koncercie - publiczność było słychać jakby rzeczywiście była wokół mnie. Do tego nie tylko jako tłum ale jako mnóstwo indywidualnych osób, indywidualnych głosów osób, które mnie otaczały. Nawet pozornie prozaiczna scena w pubie brzmiała wspaniale - czułem się jakby ludzie rozmawiający w filmie byli rzeczywiście metr czy półtora ode mnie. A nie gdzieś nie wiadomo gdzie, w głośnikach na ścianach.

Każdemu kto kocha dobrą muzykę lub interesuje się Queen, jest fanem Queen, polecam ten film usłyszeć w kinie (z Dolby Atmos)... zobaczyć też ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz