Pierwsze wrażenia z początku tego festiwalu, to że jest mniejszy. Po raz pierwszy od kiedy biorę udział w Open'erze wydaje mi się, że jest mniej wszystkiego niż w zeszłym roku: mniej występów na głównej scenie, mniejsze miasteczka festiwalowe, mniej ludzi (ale to może się zmienić nawet dziś - w końcu dziś będzie Pearl Jam).
Na szczęście muzycznie jestem usatysfakcjonowany:
- HAIM - najlepszy dla mnie koncert 1. dnia. Byłem mile zaskoczony dziką rockową energią trójki sióstr na koncercie. Żaden inny zespół tego dnia nie tryskał taką radością grania i śpiewania, i nie robił tego z taką udzielającą się energią. Poza tym w wersji koncertowej HAIM serwuje szalone połączenie stylu przypominającego mi lata '80 z czystym rockiem;
- Interpol - bardzo lubię ten zespół i z przyjemnością ich wysłuchałem;
- Foster the People - rockowo-elektroniczno-taneczne dobre zakończenie dnia;
- Coldair - solista wspomagający się komputerem w ciekawym zagraniu swojej muzyki. Wcześniej przeze mnie nie znany, ale gra ciekawą i przyjemną muzykę ilustrowaną dobrze pasującymi i nastrojowymi wizualizacjami;
- The Black Keys - headliner wczorajszego dnia. Zagrali dobry koncert ale jak dla mnie bez fajerwerków. W porównaniu np. z HAIM wyglądało to bardziej jak "gramy profesjonalnie na kolejnym festiwalu mimo, że właściwie za bardzo nam się nie chce. W końcu to tylko ćwierć wielkości Glastonbury";
- Eric Shoves Them In His Pockets - polski zespół. Nie jest zły i wydawał się dobry na początku, ale wszystkie następne były po prostu lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz