wtorek, 8 października 2013

Eorzea - co ja tu właściwie robię?

Nigdy nie planowałem i nie sądziłem, że kiedykolwiek będę grał w Massive Multiplayer On-Line RPG. Zawsze wydawało mi się, że jest to zbyt ograniczające, ponieważ wymaga regularnego grania, umawiania się z innymi ludźmi by przechodzić jakieś specjalne lochy na wielu graczy nie mówiąc o płaceniu abonamentu.
A dziś okazuje się, że grywam w "Final Fantasy XIV: A Realm Reborn" (MMORPG). A stało się to zupełnie przypadkiem.
Wszystko zaczęło się od kupienia 3,5 roku temu "Final Fantasy XIII". W pudełku był kod do rejestracji z obietnicą otrzymania w przyszłości kodu do bety FF XIV. Zarejestrowałem, bo czemu nie. Potem wyszła FF XIV na PC i została zmiażdżona przez krytykę jako bardzo słaba gra. Wersja na PS3 została wstrzymana a przez te lata zapomniałem o obietnicy dostępu do bety.
A tu nagle w czerwcu dostaję mejla: oto Twój kod do bety stworzonej od nowa "Final Fantasy XIV: A Realm Reborn". Powiedziałem sobie wtedy: fajnie, spróbuję. Pewnie nigdy w życiu nie będę na serio grał w MMO to chociaż zobaczę jak wyglądają takie gry. I wtedy mnie wciągnęło...

Gra mnie wciągnęła wcale nie ze względu na swoje cechy MMO, ale dlatego, że jest to najlepszy cRPG w jaki grałem od wielu lat. Przez te lata nie zauważyłem jak bardzo ten gatunek został uproszczony i spłycony. Uproszczone interfejsy użytkownika z niewielką ilością opcji, uproszczone ścieżki rozwoju postaci, ograniczające światy lub zbyt płytko zaprojektowane światy. A w FF XIV jest wszystko co zawsze mnie najbardziej pociągało w cRPG:
  • ogromne, otwarte światy gdzie początkowo można się zgubić i zostać uśmierconym jak się zawędruję na odludzia pełne niebezpiecznych stworów;
  • mnóstwo misji pobocznych, tak by czasem trudno było zdecydować co właściwie chce się robić;
  • ciekawa fabuła i charakter świata obecny w każdym szczególe - nawet w najprostszych, klasycznych misjach typu przynieś coś lub zabij - widać, że te misje są umieszczone głęboko w stworzonym świecie i jego sytuacji politycznej a każdy NPC ma inny sposób wypowiedzi, który pokazuje charakter danej postaci;
  • wiele organizacji do których można się przyłączyć (jak się gracz uprze to może należeć jednocześnie do kilkunastu gildii);
  • wciągający system walki, który nie pozwala ciągle naciskać tego samego przycisku jeśli chce się odnieść sukces;
  • pięknie zaprojektowany świat, który można podziwiać i zwiedzać dla samego zwiedzania i do tego przyjemna do słuchania muzyka.
Prawda jest taka, że żałuję, że to jest MMO i jestem uzależniony od dostępu do sieci i innych MMOwych czynników by grać i poznawać ten niesamowity świat.

Obecnie jestem przede wszystkim Thaumaturgiem (mag ofensywny) i muszę czasami nieźle pomyśleć jak wybrnąć z niektórych niebezpiecznych sytuacji. Również branie nóg za pas niejednokrotnie okazuje się dobrym pomysłem. Jednocześnie jestem złotnikiem (tworzenie przedmiotów też okazuje się być ciekawym zajęciem) i powoli dążę do tego by nauczyć się zaklinać materię (magiczne cechy) w przedmioty, które posiadam i noszę. Dodatkowo zostałem górnikiem - walenie młotem w skały jest akurat nudne, ale pewnie w rzeczywistości tak samo by mnie nudziło. Oprócz tego mam wynajętego człowieka, który za mnie wystawia przedmioty do sprzedaży na giełdzie i gdyby mi się chciało to powinienem śledzić na którym rynku najlepiej je wystawiać (są zmienne podatki od sprzedaży). Jakby tego było mało należę jeszcze do wielkiej kompanii (organizacja paramilitarna) w której mogę dążyć do awansu na kolejne wojskowe stopnie. A przede mną jeszcze jest pozyskanie chodowlanego towarzysza podróży, którego mógłbym dodatkowo trenować i który mógłby mi towarzyszyć w walce.
To wszystko to tylko drobna część rzeczy, które można zrobić w tym RPG. I to jest to co niedźwiedzie lubią najbardziej - wielkie, epickie i ciekawe światy RPG.

Do bloga załączam kilka zdjęć z moich podróży po Eorzea i link do całego albumu, który pewnie będę poszerzał z czasem.

FINAL FANTASY XIV ©2010 - 2013 SQUARE ENIX CO., LTD. FINAL FANTASY is a registered trademark of Square Enix Holdings Co., Ltd. All material used under license.

piątek, 7 czerwca 2013

Ni No Kuni: Gniew Białej Wiedźmy

Kończę przechodzić "Ni No Kuni" i doszedłem do wniosku, że po ponad 50 godzinach gry jestem w stanie uczciwie wyrazić swoją opinię o tej grze.

Moje uczucia są mieszane: gra mi się podoba, ale jednocześnie nie spełniła moich oczekiwań po tych wszystkich entuzjastycznych recenzjach, które przeczytałem wcześniej.

Najpierw pozytywy: przepiękna grafika, znakomita muzyka i znakomite tłumaczenie (dla tych co znają angielski - "moewjesty", "cowlipha", "proper good" itd.) :-) Są też niesamowicie pomysłowe, ciekawe i humorystyczne projekty potworów, które się spotyka. Gra się też przyjemnie.

Negatywy: grając w grę odniosłem wrażenie, że gram w uproszczone "Final Fantasy XII" (tylko, że z inną historią). Główna różnica, względem wcześniejszych Final Fantasy to wprowadzenie familiarów. Ale typy misji pobocznych, ich monotonność, wygląd i sposób poruszania się po mapie świata, savepointy w lochach itd., itd. są praktycznie kalką FF XII. System walki na dłuższą metę niestety staje się nudny. Pokonanie Shadara nie wymaga jakiejś specjalnej taktyki i jest banalne.

Pomysł z familiarami jest ciekawy, mimo to grając wcześniej w Final Fantasy XIII-2 ta prosta wersja z Ni No Kuni wydaje się nieciekawa.

Jednak jeśli oczekiwania się przeskaluje do przewidywanego głównego odbiorcy gry, czyli nastoletnich dzieci to myślę, że jest to idealna cRPG dla takich młodych osób, w dodatku z wartościowym przesłaniem i ciekawymi opowieściami z nienachalnymi morałami (opowieści z księgi czarów).

Podsumowując nie rozumiem dlaczego recenzenci dali takie wysokie oceny tej grze a Final Fantasy XIII-2 znacznie niższe, skoro FF ma o wiele ciekawszy system gry, system walki, scenariusz, bardziej różnorodne misje poboczne niż Ni No Kuni itd. Przez takie zawyżone oceny w recenzjach miałem zbyt wygórowane oczekiwania.

A może po prostu ta gra jest dla mnie zbyt "dziecinna" i oczekuję trochę poważniejszych tytułów? Mimo to warto chociaż przez chwilę pobyć w tym pięknym świecie i zostać sidekickiem Drippiego - choćby po to by posłuchać (i poczytać) jego komentarze i teksty.

P.S. Jeszcze nie dotarłem do końca gry więc moje zdanie może się jeszcze zmienić. Nigdy nic nie wiadomo. ;-)

środa, 1 maja 2013

Produkty kultury. Jakość czy wygoda? Większość wybiera wygodę. :-(

Rozwój technologii, a w szczególności Internetu, doprowadził do momentu, w którym każdy człowiek (mowa o naszej, zachodniej cywilizacji), kiedy chce skorzystać z wytworów kultury staje przed wyborem czy chce je otrzymać łatwo czy w dobrej jakości. Jest tak z muzyką, jest tak z filmem.

Obserwując świat można zauważyć, że większość ludzi preferuje łatwość i wygodę nad jakość. Większość ludzi woli ściągać skompresowaną bardzo stratnie muzykę i filmy z sieci niż kupić je na CD czy BD. Chociaż kupno CD i BD nie jest trudniejsze niż kupno ich cyfrowych odpowiedników (sklepy internetowe i kurierzy) to z fizycznych nośników korzysta coraz mniej ludzi.

Zastanawiałem się o czym to świadczy? Na pewno o lenistwie i braku cierpliwości większości ludzi. Może też świadczy, że większości ludzi starcza przeciętność.

A jak to świadczy o tej coraz mniej licznej grupie, które preferuje jakość nad byle jaką wygodę? Czy to świadczy, że są jakąś elitą? Wg mnie świadczy to tylko o tym, że są w mniejszości. Mniejszości, która co najwyżej może coraz bardziej czuć się dyskryminowana i nierozumiana...

czwartek, 21 lutego 2013

Słuchanie muzyki nagranej przestrzennie

Zainspirowany dyskusją na FB dotyczącą słuchania muzyki nagranej przestrzennie postanowiłem podzielić się swoimi doświadczeniami w tym temacie.

Czy muzyka nagrana w większej liczbie kanałów niż 2 jest dla Ciebie? Tylko jeśli:
  • masz czas i ochotę na słuchanie muzyki dla słuchania muzyki;
  • masz miejsce, w którym możesz urządzić sobie kącik - a właściwie centrum - słuchania;
  • stać Cię na trochę droższy sprzęt - przy czym nie musi być przesadnie drogi do uzyskania dobrych efektów i przyzwoitego brzmienia;
  • nie należysz do pokolenia mp3 - czyli wolisz gdy muzyka nie ma obciętych wysokich częstotliwości i potrafisz na dobrym sprzęcie usłyszeć o ile lepiej brzmi muzyka, z której kodery nie wytną dźwięków, których teoretycznie nie usłyszałbyś.
Czy warto? Jeśli wszystkie powyższe twierdzenia są dla Ciebie prawdziwe to tak. Warto.

Dostępność muzyki: niestety jest słaba. W erze iTunesów słuchanie muzyki dla słuchania muzyki stało się elitarnym hobby. Teraz muzyki słucha się przy okazji i w tle. Nie sprzyja to komercyjnemu sukcesowi nagrań przestrzennych.
Z drugiej strony, dzięki braku masowości to co jest wydawane zazwyczaj jest przygotowane starannie i wartościowo.

Lepiej mają tutaj wielbiciele muzyki poważnej. Jest o wiele częściej wydawana w nowoczesnych formatach dźwięku. W dodatku nie wymaga to bardzo dużego wysiłku by brzmieć lepiej niż stereo. Zwiększenie liczby źródeł dźwięku zmniejsza efekt maskowania dźwięku w sytuacji gdy wiele dźwięków jest emitowanych tylko z dwóch punktów w przestrzeni. Efekt jest taki, że wyraźniej słychać poszczególne instrumenty. Idealne dla osób, które słuchając ponownie utworów lubią wyłapywać słuchem pojedyncze instrumenty, bądź sekcje instrumentów i się na nich skupiać.

Jeśli chodzi o muzykę rozrywkową (Rock, Pop) to niewielu artystów, których znam decyduje się na zmiksowanie swoich utworów w 5.1. Mogę powiedzieć, że np. w przypadku Mike'a Oldfielda, który ostatnio miksuje swoje stare albumy na nowo w 5.1, efekt jest niesamowity. Ciekawe i niebanalne rozmieszczenie instrumentów w przestrzeni daje dodatkowe wrażenia zmysłowe i nadaje nowy wymiar muzyce. Prawdziwa uczta dla zmysłów.

Jakie są moje doświadczenia ze sprzętem, który pozwoli na komfortowe słuchanie muzyki przestrzennej.
1. Wzmacniacz 5.1 (lub więcej). Najlepiej by miał dekodery wszystkich używanych formatów dźwięku przestrzennego (z HDMI). I najlepiej gdyby posiadał opcję automatycznej kalibracji i kompensacji przesunięcia fazy i natężenia dźwięku. W tym ostatnim chodzi o to, że podłączają mikrofon do wzmacniacza i umieszczając go w miejscu, gdzie planujemy słuchać, wzmacniacz sam sobie dobierze odpowiednie opóźnienia dźwięku od poszczególnych głośników (to w uproszczeniu).
2. Odtwarzacz, który najlepiej by czytał BD, DVD-Audio i SACD i nadawał to przy pomocy HDMI. Jeśli z jakiś przyczyn musimy używać starych złącz do przesyłania cyfrowego dźwięku (coaxialne lub optyczne) to przyda się wyjście analogowe z takiego odtwarzacza dla każdego z kanałów oddzielnie. Starymi typami złącz do cyfrowego przesyłania dźwięku nie przejdzie nieskompresowany dźwięk przestrzenny.
Przyzwoite nowe 1+2, można nabyć za około 3000 zł.

3. Największe wyzwanie - 5, najlepiej identycznych, dobrze rozmieszczonych głośników. Czemu mają być identyczne? By ten sam instrument grany ze środkowego głośnika brzmiał tak samo jak gdy jest grany z tylnego lewego itd. Gdy to nie jest spełnione, zmiana brzmienia instrumentów jest bardzo rozpraszająca i irytująca w trakcie słuchania. Z automatu wyklucza to do słuchania muzyki większość zestawów głośników do kina domowego.
Przykład poprawnego
rozmieszczenia głośników 5.1
z instrukcji wzmacniacza
Pioneer VSX-527
Rozmieszczenie głośników też jest ważne. Potrzebna jest symetria rozmieszczenia głośników by uzyskać dobre efekty. W dobrych instrukcjach do wzmacniaczy powinny być odpowiednie rysunki i diagramy. Pocieszające jest, że nie musi to być idealnie. Dobry wzmacniacz skompensuje pewne różnice. To co z mojego doświadczenia jest ważne do najlepiej identyczna odległość między słuchaczem a lewymi i prawymi głośnikami. Przy czym odległość słuchacza od tylnych głośników może być inna niż od przednich głośników. Należy też pamiętać, że tylne głośniki tak naprawdę nie są tylne tylko teoretycznie powinny stać trochę z boku.
Ale gdy stoją całkiem z tyłu też uzyskuje się dobry efekt a takie ustawienie może być łatwiejsze w mieszkaniu.
Kolejny problem związany z głośnikami to ograniczona przestrzeń, w której dźwięk będzie najlepiej skalibrowany. Czasami może to być tylko metr kwadratowy idealnego odsłuchu.
Jeśli chodzi o koszty to przyzwoity zestaw głośników (+ aktywny subwoofer) to około 4000 zł jeśli nie przeszkadza nam przekierowanie niskich tonów (poniżej 50 Hz) na subwoofer. Jeśli chcemy mieć pasmo przenoszenia głośników satelitarnych obejmujące 10 Hz niższe tony (od 40 Hz) to cena wzrasta do około 20000 zł za zestaw głośników. Nietrudno się domyślić, że ta część instalacji jest najbardziej kosztowna i warto się dobrze zastanowić jak bardzo zależy nam na tych 10 Hz z każdego z głośników.

Na koniec dwa małe przypisy. Pierwszy dla posiadaczy starego sprzętu, który nie potrafi dekodować bezstratnego dźwięku 5.1: DTS z płyt BD (czyli około 1,5 Mb/s) brzmi niesamowicie a wielu przypadkach dobrze zakodowany Dolby Digital też może brzmieć bardzo dobrze.
Drugi dla osób nie posiadających czytnika DVD-Audio - prawie wszystkie płyty DVD-Audio posiadają tryb kompatybilnościowy pozwalający odsłuchać stratnie skompresowaną wersję nagrania (najczęściej w formacie Dolby Digital) na czytniku DVD-Video.