czwartek, 30 grudnia 2010

Tron: Dziedzictwo

Gdy byłem bardzo młody miałem okazję obejrzeć w TV film Tron. Zrobił wtedy na mnie ogromne wrażenie. Jeśli ktoś ma w pamięci miłe wspomnienia związane z 1. częścią to koniecznie powinien zobaczyć kontynuację w kinie, w 3D.
Pierwszy "Tron" może nie był filmem wybitnym treściowo, ale wizualnie był wyjątkowy. Do dziś wizualizacja wnętrza komputerów z Trona jest wizualizacją wyjątkową.
Możliwość obejrzenia jej odświeżonej, stworzonej współczesnymi środkami technicznymi to nie lada gratka dla dziecka we mnie, które tak zachwyciło się dawną wersją. W nowej części widzimy praktycznie wszystko to samo co w starej i robi to duże wrażenie gdy się widzi to wszystko w 3D. A technologia 3D została tutaj zastosowana wzorcowo. Efekt 3D jest w tym filmie subtelny. Film nie rzuca niepotrzebnie w oczy przedmiotów ale za to zawiera wiele bogatych szczegółów jak np. refleksy światła na szybie przed oczyma przez którą patrzymy itd. Ciekawie też zastosowano sceny dwuwymiarowe, w świecie rzeczywistym, które podkreślają późniejszą wyjątkowość świata wewnątrz komputera. Muzyka (w tym fragmenty zespołu Daft Punk) idealnie pasują do tego wirtualnego świata a basy wprawiające w drgania wszystkie fotele w kinie dodają wrażeń.
Jeśli kogoś urzekł stary "Tron" to powinien kontynuację zobaczyć w najlepszej możliwej jakości. Ale jeśli dla kogoś 1. część nie ma emocjonalnego znaczenia to raczej nie zachwyci się jego kontynuacją, ponieważ opowieść nie jest mocną stroną tych filmów. Dodatkowo w tych czasach ludzie są już przyzwyczajeni do najbardziej wymyślnych wizualnie światów wirtualnych. Mimo to wizualny styl "Tronu" pozostaje wyjątkowy.

sobota, 4 grudnia 2010

Hipokryzji mówimy nie (cenzurze też mówimy nie)

Niedawno obejrzałem ponownie film "Zatrute pióro". Jest to film, w którym jednym z głównych bohaterów jest markiz de Sade. Nie jest to jednak film biograficzny, a postać markiza i jego twórczość wykorzystano głównie jako pretekst do krytycznego spojrzenia na zjawisko hipokryzji.
Kim zazwyczaj są hipokryci? Są to albo ludzie, którzy się wstydzą, że każdy człowiek ma swoje ciemne strony i nie potrafią tego faktu zaakceptować, albo ludzie którzy są świadomymi hipokrytami i są po prostu ludźmi złymi.
A to, że praktycznie każdy człowiek ma swoje "ciemne strony" nie jest niczym złym, tylko trzeba umieć swoje żądze kontrolować (pisząc te słowa zakładam, że "dobry" człowiek to taki, który nie szkodzi innym ludziom). Za to uważam, że nie ma niczego złego w tym, że pobłaża się swoim ciemnym stronom w świecie swoich fantazji.
W filmie "Zatrute pióro" markiz daje upust swojej ciemnej stronie pisząc swoje sadystyczne dzieła, a inni je czytając. Oczywiście jest to potępiane. Ale czy słusznie? Jedna z pozytywnych postaci, oskarżona przez inną o lubowanie się w takiej niskiej literaturze odpowiada, że czytanie i przeżywanie w wyobraźni takich sadystycznych opowieści pomaga jej być dobrą osobą. I rzeczywiście w filmie jest to dobra osoba - najbardziej niewinna z wszystkich przedstawionych. A jak jest w rzeczywistości? Ja, jak i mnóstwo osób, które znam uwielbia np. wybitnie brutalne gry czy filmy. I ani ja, ani te osoby nigdy nie wpadły na pomysł, że te fikcje można realizować w rzeczywistości. Fantazja fantazją, ale rzeczywistość rzeczywistością. Tak zdrowy, ukształtowany, dorosły człowiek powinien reagować w zetknięciu z fantazjami (swoimi czy cudzymi), które przedstawiają zachowania nieakceptowalne w rzeczywistości, które mogłyby krzywdzić innych ludzi.
Co innego jest z ludźmi z chorobami psychicznymi, lub bardzo niestabilną sytuacją psychiczną. Takich ludzi, takie fantazje mogą rzeczywiście inspirować do okrutnych czynów (taki przypadek też został przedstawiony w filmie).
Trzecią kategorią są umysły młode, dzieci. Brak doświadczenia życiowego może spowodować skrzywienie ich rozwoju, zatem dla nich tego typu twórczość też może być szkodliwa (i ten przypadek również został przedstawiony w filmie).

Stąd niedaleko jest do tematu nagonek na szkodliwość gier i filmów oraz prób wprowadzenia cenzury. W prasie i telewizji regularnie można spotkać się z nagonkami na złe brutalne gry i nieudowodnione w wiarygodny, naukowy sposób sugestie, że brutalne gry i filmy prowadzą do działań przestępczych. Bardzo mnie to drażni, ponieważ następne co się proponuje to cenzurę.
Spotkałem się z jedynymi sensowymi badaniami naukowymi, realizowanymi przez ponad 5 lat i badającymi wpływ brutalnych gier i filmów na młode umysły. Z tych badań okazało się, że tego typu produkty, realny wzrost agresji powodowały tylko u młodzieży, która miała problemy rodzinne lub jakieś inne problemy psychiczne. U młodzieży, która żyła w "dobrych" rodzinach efektu zwiększonej agresji nie zaobserwowano. Sugeruje to, że przyczyną agresywnych zachowań u młodzieży nie jest kontakt ze złą fikcją, ale przyczyny są głębsze - w sposobie wychowywania i opiekowania się dziećmi.
Dlatego ja nie życzę sobie żadnej cenzury. Jako dorosły człowiek chcę mieć prawo wyboru czy w czasie wolnym biegam z wirtualnym mieczem i brutalnie zabijam wirtualnych przeciwników, czy sobie latam nad wirtualną polaną jako płatek kwiatka. Gdybym był rodzicem to też nie byłby dla mnie problem, bo wszystkie oficjalnie wydawane gry są oznaczane (w Europie w systemie PEGI). Od razu wiadomo czy dany produkt nadaje się dla np. dziewięciolatka czy nie. A za dzieci są odpowiedzialni i muszą być odpowiedzialni rodzice i nie da się ich zastąpić cenzurą, która i tak zawsze można jakoś obejść.
Dodatkowo ciekawi mnie czemu te ciągłe nagonki są głównie na filmy i gry (oznaczane klasyfikatorami wiekowymi) a na książki już nie (nie są klasyfikowane wiekowo)? To książkom nie zdarza się przedstawiać nieakceptowalnych, "gorszących" zachowań? Książką nie da się "wypaczyć" młodzieży? Książki zauważane są jednostkowo, tylko wtedy gdy stają się głośnymi i ekranizowanymi bestsellerami (pokroju Pottera). Czy nie ma tu czasem jakiejś zazdrości i hipokryzji...?

poniedziałek, 29 listopada 2010

Kick Ass

W ostatnich latach pojawiło się wiele poważniejszych ekranizacji komiksów. Używając określenia poważniejszych mam na myśli ekranizacje, które są kierowane nie tylko do najmłodszych nastolatków. Jedną z takich ekranizacji jest film "Kick Ass", który jest drugą, w ostatnim czasie, adaptacją komiksu, który analizuje fenomen komiksów o superbohaterach.
W przeciwieństwie do "Watchmen" nie jest to wysmakowana artystycznie i intelektualnie rozrywka, ponieważ "Kick Ass" ma bardziej bezpośrednie i dosadne podejście do tematu: dlaczego w rzeczywistości nie spotykamy ludzi walczących z przestępczością w przebraniach.
Odpowiedź na to pytanie jest sprezentowana w postaci znakomicie napisanych, skrzących się dowcipem ironicznych dialogów i scen, tworzących komedię sensacyjną, którą się dobrze ogląda. Jednocześnie sprawę potraktowano z dużym realizmem. Jestem prawie pewien, że każdy kto by spróbował zostać zamaskowanym superbohaterem, skończyłby jak bohater tego filmu (w karetce) a może nawet gorzej.
Aktorzy też spisali się bardzo dobrze. Nicolas Cage jako "Big Daddy" jest po prostu niesamowity. Sceny ćwiczeń i rozmów z jego córką są niepowtarzalne i znakomicie zagrane. Jest to niesamowita mieszanka gry na serio i gry przerysowanej, pasującej do ironicznego charakteru całego filmu.
Jeśli nie przeszkadza Ci duża dawka przemocy i niecenzuralny język to polecam ten film jako wcale nie taką głupią rozrywkę i ironiczny komentarz otaczającej nas rzeczywistości.

środa, 17 listopada 2010

Dlaczego "Uncharted" jest słabszy niż "Tomb Raider" i dlaczego jest słabym materiałem na film

Skończyłem niedawno pierwszą część "Uncharted". Moje wrażenia po przejściu gry pozostały takie same jak po kilku pierwszych godzinach: rozczarowanie. Naczytałem się dużej liczby opinii jaka to znakomita gra, w jaki ciekawy i kinowy sposób zaprezentowana, ale ja nic takiego w tej grze nie poczułem.
Rozpocznijmy od treści: historia jest przeraźliwie banalna. Nie do końca legalnie działający poszukiwacz trafia na wskazówki, pozwalające odnaleźć starożytny artefakt. Przeszkadzają mu w tym źli przestępcy a dodatkowo artefakt okazuje się przeklęty. Krótko mówiąc standard w tej dziedzinie. Niestety przedstawiony w tej grze wyjątkowo sztampowo, krótkimi, nudnymi filmikami.
Spowodowało to moje duże zdziwienie gdy niedawno przeczytałem na serwisie Gry On-Line oburzony artykuł (i oburzone komentarze czytających), że spece z Hollywood planujący zekranizować tę grę uważają, że gra jest co najwyżej zaczątkiem fabuły i wiele trzeba wymyślić od nowa. I niestety spece z Hollywood mają rację. Fabuły w tej grze starczyłoby co najwyżej na 15 minut marnego filmu. Oczywiście najlepszym wyborem byłoby nie filmowanie w ogóle tej gry, ale to już całkiem inna sprawa.
Rozgrywka w "Uncharted" jest bardzo monotonna. Przez większość gry krąży się w kółko po tych samych, w rzeczywistości niewielkich ruinach i strzela z ukrycia do dziesiątek wrogów, którzy gdyby zamiast polować na naszego bohatera szukali skarbu, to powinni go znaleźć kilka razy szybciej od głównego bohatera. A sam skarb jest znajdowany praktycznie przypadkiem, ponieważ w grze nie ma zbyt wielu zagadek a'la Indiana Jones, a większość z tych co jest sprowadza się do strzelenia np. w linę. Już Kratos (z "God of War") musiał rozwiązać więcej łamigłówek.
Poza tym w tej grze człowiek czuje się bardzo ograniczony. Co chwilę za bohaterem zamykają się jakieś drzwi ograniczając mocno możliwości zwiedzania. Zabłądzić się nie da... Nawet taka gra akcji jak "Devil May Cry" (3 i 4) pozwalają praktycznie w każdym momencie przeczesywać w tę i z powrotem cały wcześniej odkryty teren.
Z tych powodów nie rozumiem skąd tyle zachwytów nad grą "Uncharted" i ciągłe narzekania nad serią "Tomb Raiderów".
Może kolejne części serii z Larą Croft nie popychają przemysłu gier do przodu rewolucyjnymi pomysłami, ale stosunek walki do zwiedzania i do rozwiązywania zagadek w "Tomb Raiderach" zawsze bardzo mi odpowiadał (i wierzę, że nie tylko mi). Dodatkowo ostatnie 3 części miały ciekawą, trzymającą w napięciu fabułę (jak na grę). Mało tego, Lara zawsze miała dużą wolność poruszania się. Gubienie się i szukanie drogi to przecież również część przeżyć gracza w takich tytułach. Poza tym dowolna część "Tomb Raidera" zawiera w sobie od 5 razy więcej różnorodnych lokacji do zwiedzania niż "Uncharted 1"...
Pozostaje mi czekać na następną część "Tomb Raidera", z nadzieją, że nie zechcą za bardzo wymyślać na nowo systemu gry. Czasami mam ochotę pokręcić się po ciekawie wyglądających ruinach i porozwiązywać zagadki od czasu do czasu walcząc z wrogami (byle nie za dużo). I naprawdę nie oczekuję tu żadnych rewolucji...

środa, 10 listopada 2010

The Social Network

W końcu znalazłem czas na to by wybrać się do kina na "The Social Network". To był drugi film, który widziałem w swoim życiu, który mnie, jako informatyka nie drażnił niekompetencją w mojej dziedzinie wiedzy i wypaczoną wizją programowania i hackowania. Na ekranach komputerów było widać okna Emacsa, shella, kody w PHP, listy plików konfiguracyjnych Apache'a - coś co dla informatyka powinno być znajome (przynajmniej dla takiego w moim wieku ;-) ).
A poza czystą informatycznie satysfakcją to był dobry film. David Fincher jest w formie jako reżyser. Podziwiam jego decyzję, by przez pierwsze 15 minut nie bać się pokazać świata studentów informatyki takim jaki bywa - z mnóstwem informatycznego "bełkotu", który może wystraszyć wszystkich niekomputerowców. ;-) A tak naprawdę to jest film o ludziach, o charakterach i o jak zwykle niełatwych interakcjach między ludźmi. Film bardzo dobrze trzyma dramatyczne napięcie.
Mogę polecić ten film każdemu geekowi informatycznemu a czy innym też? Tego nie wiem. W końcu nie jestem nieinformatykiem...

sobota, 6 listopada 2010

Fedora 14 i KDE 4.5 - wrażenia na szybko

Fedora 14? Ogólnie w porządku. Podobają mi się zmiany w instalatorze. Jest drobny problem przy instalacji sterowników NVidii z RPM Fusion - nie działa ich automatyczna konfiguracja, co może być problemem dla początkujących. Dodatkowo KDE 4.5 zmusiło mnie do przeczyszczenia katalogu ustawień .kde - ale od czasu do czasu niestety coś takiego przydaje się (było tak za czasów KDE 3 jak i teraz).
Poza tym kilka rzeczy działa lepiej i ładniej za to zamiast problemów, które rozwiązano są nowe, inne. ;-) No i gdzie jest obiecany w release notes Kajongg? Byłem ciekaw prawdziwego Mahjonga (tego dla 4 graczy a nie formy pasjansa).

"Dante's Inferno" vs "God of War III"

Lubię gry akcji. Lubię w grach biegać z bronią białą (i podobną) i zabijać wrogów twarzą w twarz (w przeciwieństwie do biegania z bronią palną i ostrzeliwania wrogów na odległość).
Dotychczas moją ulubioną grą akcji jest seria "Devil May Cry" dzięki lekkości postaci jaką się gra, humorowi i efektowności walk. System walki też jest tam ciekawy i dobrze zaprojektowany. Ale od czasu 4 części nic w tej serii się nie działo więc szukałem sobie innych gier w tym gatunku.
Spróbowałem zatem "God of War I i II", w których ciężko mi było się przyzwyczaić początkowo do ciężaru i niezdarności Kratosa. Mimo to polubiłem tę serię.
Ostatnio miałem okazję zacząć grać w "God of War III" i skończyć grać w "Dante's Inferno". Widać ogromną różnicę w klasie tych produktów.
"Dante's Inferno", mimo obiecującego początku, jest grą bardzo przeciętną. System walki jest słaby, walki z bossami nudne, wizualnie też gra nie prezentuje się wyjątkowo. I nie będzie to zaskoczeniem dla nikogo kto czytał recenzje tej gry w serwisach internetowych. Mimo to liczyłem na więcej. Wizualnie lepsze są tapety do gry niż sama gra. A walka z ostatnim bossem to ciągłe naciskanie jednego przycisku: silne uderzenie. Mało satysfakcjonujące.
Tym większą różnicę poczułem rozpoczynając grę w "God of War III". Sceneria i wydarzenia w grze są epickie. Początek, gdzie walczy się na ręce wspinającej się Gai (jeden z tytanów), robi ogromne wrażenie, szczególnie że widać wyraźnie jak Gaja się wspina i jak jej ręką ciągle zmienia położenie a z nią Kratos i jego przeciwnicy. To co zobaczyłem dotychczas w dalszej części gry równie wspaniale się prezentuje. Dodatkowo gra ma żywo i zabawnie napisane dialogi (przy czym wybrałem angielski dubbing - nie odważyłem się słuchać Lindy, bo usłyszeniu go w polskim trailerze gry, może później spróbuję), więc z przyjemnością śledzi się też historię wrednego Spartana. Kratosem walczy się dobrze - z każdą kolejną częścią zyskał trochę lekkości. Jestem ciekaw co będzie dalej...

sobota, 2 października 2010

Street Fighter: Legenda Chun Li

Nie będę ukrywał, że jestem fanem serii gier Street Fighter i zawsze patrzę łagodniejszym okiem na produkty spod tej marki. Ale są pewne granice... Myślałem, że nie da się zrobić gorszego filmu spod znaku "Street Fighter" niż ta pierwsza, aktorska ekranizacja z Van Dammem. Jednak się myliłem. :-(
"Street Fighter: Legenda Chun Li" jest jednym z najgorszych filmów jakie widziałem. Zmusiłem się by obejrzeć go do końca, a nie było to łatwe. Beznadziejny scenariusz, składający się z jednolinijkowych, półzdaniowych dialogów. W dodatku sama intryga jak i postępowanie bohaterów było głupie i mocno niewciągające. Beznadziejne, sztuczne, nieprzekonujące aktorstwo (w szczególności aktor grający Charliego Nasha). Słaba choreografia walk. Reżyseria? Trudno ocenić przy takim scenariuszu...
Gdyby chociaż było tam coś dla fanów serii "Street Fighter", ale niestety film mocno odbiega od treści, historii i świata przedstawionego w grach. Nawet ulubione postacie nie wyglądają podobnie, nie mówiąc o ich zachowaniu.
Ten film można spokojnie odradzić nawet najbardziej oddanemu fanowi serii... A może im w szczególności? ;-)

poniedziałek, 27 września 2010

Park Jurajski 3

Zaliczyłem ponownie całą jurajską trylogię i muszę stwierdzić, że 3 część jest znacznie lepsza od poprzedniej. Co prawda scenariuszowo słabsza od pierwszego "Parku ...", ale nie jest źle. Znowu trzeba było zwiększyć stawkę wprowadzając coś straszniejszego od tyranozaura, ale zostało zrobione to w sposób lekki i nie nachalny. Same dinozaury są o wiele ładniejsze - bardziej kolorowe, tak jak i kolorowe bywają współczesne gady. Oczywiście technicznie też są lepiej wykonane.
Poza tym bohaterowie w tej części są napisani zgrabnie, lekko i z humorem. Zarówno postacie powracające z pierwszej części jak i nowi. Wszyscy mają drobne wady i są lekko humorystycznie niezgrabni, ale przyjemnie się ich ogląda i słucha.
Podsumowując, jak na kolejny sequel filmu przygodowego jest to niezła część. Oglądając tę część nie czuje się, że był to czas całkowicie stracony ale całkiem przyzwoite kino rozrywkowe na bardzo nudne wieczory (choć film klasy A to nie jest).

wtorek, 21 września 2010

Park Jurajski 2

W ramach powtórki z rozrywkozaurów obejrzałem ponownie drugi "Park Jurajski". Przypomniałem sobie wszystko co głosili wtedy krytycy i przypomniało mi się dlaczego mieli rację. Czasami człowiek się zastanawia jak to możliwe, że Ci sami ludzie potrafią raz zrobić dobry film a następnym razem dobre pozostają tylko efekty specjalne.
A "Park Jurajski 2" cierpi oczywiście na standardowe problemy sequeli: scenarzysta sequela odpowiada na pytanie "co się ludziom podobało w poprzedniej części?" a potem wstawia tego 10 x razy więcej w nowym scenariuszu. Zatem mamy znów T-Rexa, który znowu przewraca i zwala samochód w przepaść, znowu je i rozrywa ludzi (widok na majtające nogi z paszczy). Poza tym ponownie mamy velociraptory, które znowu polują na ludzi w budynkach parku ale by nie być zbyt wtórnym, to również wysoką trawę wykorzystują do miłego posiłku na homo już nie sapiens. Mamy znowu chorego dinozaura (dla odmiany mięsożernego), którego ratuje główna postać kobieca...
A na koniec mamy powtórkę z "Godzilli" o czym przypominają nam uciekający ulicą Japończycy. ;-)
Podsumowując - film taki sobie. Ale jak ktoś lubi popatrzeć na dinozaury to dla odmiany od Discovery może popatrzeć na nie w wersji hollywodzkiej. Mimo tych krytycznych słów, ponowne obejrzenie drugiej części nie uważam za czas stracony - byleby zbyt często tego nie robić. ;-)

Park Jurajski

Po długim czasie obejrzałem ponownie "Park Jurajski". Muszę stwierdzić, że jest to znakomicie zrealizowany film. Nawet jeśli efekty specjalne odstają trochę od dzisiejszych, to scenariusz pozostaje znakomicie skonstruowany i dobrze przemyślany. Sposób przedstawienia postaci, wplecenie w dialogi popularnonaukowych wywodów (w tym również tych pseudonaukowych) jak i same charaktery postaci - wzorcowe dla przygodowego kina science-fiction (może nie dzieje się w przyszłości odległej, ale ciągle bliżej temu filmowi do s-f). Ostrożni naukowcy, nieostrożny bogacz-wizjoner, gruby informatyk w hawajskiej koszuli z panienką na tapecie komputera...
Można nawet wybaczyć takie kwiatki jak uzupełnianie DNA dinozaurów fragmentami DNA płazów. ;-) A dodatkowo w polskiej wersji napisowej na "Ale kino", tłumacz zrobił z żaby gada. ;-)