środa, 25 października 2017

Kosmiczne seriale science-fiction - brakowało mi was

W roku 1987 rozpoczęła się emisja serialu "Star Trek: Następne Pokolenie". Przez kolejne 18 lat kolejne inkarnacje serialu gościły na ekranach telewizorów. W 2005 roku moda na kosmiczne seriale science-fiction się skończyła i aż do 2017 roku nie było podobnego, równie dobrego serialu.

W Polsce "Star Trek" pojawił się w 1990 roku i będąc wtedy małym chłopcem zacząłem go oglądać. Od razu mnie wciągnął i zafascynował, i tak jest do dziś. Nie pamiętam co tak bardzo mi się podobało w tym serialu jak byłem mały (na pewno odcinki dziejące się w holodecku). Wiem jednak, że gdy ponownie oglądałem te seriale będąc dorosłym, ciągle mi się podobały - są to, w przeważającej większości, znakomicie napisane opowieści, poruszające ważne aspekty bycia człowiekiem, ciekawe teorie i zagadnienia naukowe, a do tego umieszczone w optymistycznej utopii (przynajmniej "The Next Generation"). Mało tego, ta utopia była wymyślona dość wiarygodnie - ludzie (i inne gatunki należące do Federacji) mają dostatek zasobów, dzięki opanowaniu możliwości wytwarzania energii z antymaterii i opracowaniu technik zamiany materii w energię (i vice-versa). Przy braku niedostatków ludzie mogą zająć się głównie samodoskonaleniem (na różne sposoby) i eksploracją kosmosu - piękna wizja dla osoby o duszy inżyniera.

Przez ostatnie 12 lat brakowało mi takiego serialu. W tym roku pojawiły się aż dwa. Pierwszym z nich jest serial "The Orville" a drugi to "Star Trek: Discovery". Nie będę ukrywał, że obydwa seriale bardzo mi się spodobały, choć są skrajnie różne.

"The Orville" jest duchowym następcą "Star Trek: The Next Generation". Jest podobny wizualnie, również świat w tym serialu jest podobnie utopijny jak w tamtym Star Treku. Ale nie jest to tylko prymitywne naśladownictwo. "The Orville" wprowadza to tamtej konwencji dużo humoru oraz bardziej ludzkie postacie. Bohaterowie "The Next Generation" wydawali się bardzo sztywni, formalni i idealni. Gdy pracowali, nie żartowali sobie - w skupieniu i bardzo poważnie realizowali swoje obowiązki. Bohaterowie "The Orville" bez przerwy sobie żartują, przekomarzają się, plotkują, potrafią mieć złe humory i nie zawsze potrafią zapanować nad swoimi emocjami. Nie mają też ciągle samych sensownych i dobrych pomysłów - często miewają bezsensowne i głupie - nie są chodzącymi ideałami. Można nawet się zastanowić jak tak niepoważna załoga radzi sobie z misjami na statku kosmicznym.
Pomimo tej lekkości i dużej dawki humoru (który mi osobiście odpowiada) serial też porusza istotne kwestie społeczne czy dotyczące natury człowieka (np. spojrzenie na wroga w sytuacji wojny, krzywdzące niektórych ludzi przywiązanie do bezsensownych tradycji itp). W dodatku wydaje mi się, że "The Orville" podchodzi do wszystkich poruszanych kwestii bardziej realistycznie, mniej naiwnie niż dawne "Star Treki".

Kiedy zacząłem oglądać "Star Trek: Discovery" nie spodziewałem się, że uda się nakręcić kolejny serial dziejący się w tym uniwersum, który będzie świeży i bardzo odmienny od poprzednich pięciu seriali. Zrezygnowano w nim z cechującego poprzednie seriale utopijnego podejścia. Bohaterowie tego serialu nie są idealni, mają swoje mroczne tajemnice. Można nawet powiedzieć, że są bardzo blisko granicy, po której przekroczeniu uznajemy ludzi za złych. Co prawda już "Star Trek: Deep Space Nine" pokazywał mroczne strony Federacji i to, że pod cukierkową, utopijną powierzchnią nie wszystko jest takie piękne, szczególnie w trakcie wojny. "ST: Discovery" te mroczne kwestie natury ludzkiej jeszcze bardziej eksploruje.
Co zaskakujące, mimo tego, ciągle w tych opowieściach czuje się ducha Star Treka - przywiązanie do naukowych aspektów świata przedstawionego, empatia i współczucie, które zawsze cechowało te seriale, poruszanie trudnych kwestii dotyczących natury ludzkiej (np. przywiązanie do innych, radzenie sobie z oczekiwaniami otoczenia).
Ale to co jest najbardziej wyjątkowego w tym serialu to jakość opowieści - oglądając kolejne odcinki jestem całkowicie w nie wciągnięty. Do tego dochodzą wspaniałej jakości efekty specjalne i dźwiękowe (lepsze wykorzystanie przestrzennego dźwięku niż w niejednym filmie kinowym). Kuleje jedynie aktorstwo osób grających Klingonów - ale nie dziwię się, skoro w tym serialu makijaż Klingonów wygląda na bardzo nadmiarowy i niewygodny, a do tego nie łatwo wyrecytować i zagrać coś w nieznanym sobie i trudnym do wymówienia języku (nawet jak się nie ma makijażu).


Bardzo się cieszę, że mogę znów oglądać seriale, w stylu, który zawsze najbardziej był mi bliski. "The Orville" bardziej star trekowy niż najnowszy "Star Trek" i "Star Trek", który znowu przesuwa granicę tego czym "Star Trek" może być, jednocześnie nie tracąc swojego ducha i stylu. Może tylko szkoda, że obydwa seriale są adresowane wyłącznie do starszego widza niż robił to "Star Trek: TNG".

niedziela, 22 października 2017

Ostatni dzień czerwca

Dawno nie grałem w tak przejmującą emocjonalnie grę jak "Last Day of June". Inspiracją do jej powstania był teledysk do utworu "Drive Home" Stevena Wilsona (po prawej).
Piosenka i teledysk opowiadają o tym, jak trudno się pogodzić ze stratą ukochanej osoby - w tym przypadku w wyniku wypadku.
Gra twórczo rozszerza tę muzyczną opowieść w sposób możliwy jedynie w interaktywnym medium.

Obraz z gry "Last Day of June"
Obraz z gry "Last Day of June"
Najczęściej, gdy stanie się coś złego lub nieprzyjemnego, ludzie w głowach próbują rozgrywać tę sytuację zgadując i wyobrażając sobie czy gdyby się inaczej postąpiło, złe wydarzenie by nie nastąpiło - jak wtedy wyglądałby świat i życie.
Ta gra właśnie jest o rozważaniach "co by było, gdyby" oraz jest też grą o godzeniu się ze swoim losem. Opowiada też o tym, jak bardzo nasze losy powiązane są z losami innych osób - czasem w zaskakujące sposoby.

Obraz z gry "Last Day of June"
Sposób opowieści jest też wyjątkowy: w grze nie ma żadnych słów. Jest tylko obraz, muzyka oraz nieartykułowane dźwięki (np. śmiech, płacz) bohaterów opowieści. Mimo tego opowieść jest w pełni zrozumiała, kompletna i wywierająca emocjonalnie duże wrażenie.

Gry potrafią być wyjątkowym medium przekazywania opowieści.