Dość niedawno dostałem CD zespołu Paramore "Riot". To co mi się pierwsze rzuciło w uszy, to beznadziejna jakość dźwięku tej płyty. Inżynier dźwięku totalnie skopał swoje zadanie, ponieważ CD brzmiało jak słabo skompresowane mp3. Dopiero włączenie na wzmacniaczu funkcji sound retriever (wygładza dźwięki zniekształcone typowymi algorytmami kompresji) przywróciło bardziej naturalne brzmienie gitar i perkusji. Byłem tym mocno rozczarowany, co mnie negatywnie nastawiło do całej płyty, mimo że część piosenek z tej płyty znałem już wcześniej i lubię. Jednak po to kupuję/dostaję CD by móc się cieszyć najlepszą dostępną jakością dźwięku. Nie przez przypadek wybieram CD nad sklepy z MP3.
Oczywiście możliwe jest, że takie zniekształcenie dźwięku było celowe. Czytałem, że teraz stosuje się takie sztuczki, by młodzież przyzwyczajona do MP3 i słabych słuchawek nie doznała szoku poznawczego gdy dla odmiany kupią CD i usłyszą przypadkiem dźwięk dobrej jakości.
Ale ja jestem człowiekiem starej daty i dla mnie muzyka to szczególne, emocjonalne przeżycie. Kiedy kupuję album, to chcę móc go poznawać w najlepszej dostępnej jakości i odkrywać jeszcze przez wiele lat. Po wysłuchaniu "Riot" jeszcze bardziej doceniłem jakość albumów Mike'a Oldfielda. Wszystkie jego albumy, począwszy od lat '70 zeszłego wieku po najnowsze, charakteryzują się znakomitą jakością dźwięku. Wszystkie mają czysty, precyzyjnie umieszczony dźwięk. Płyty porządnie wykorzystują dostępną na CD dynamikę dźwięku, nie tak jak wiele nowych nagrań oscylujących w górnych 10% dostępnych 16 bitów. Wiem, że włożono w to wiele pracy i to doceniam. A biorąc pod uwagę jakość dostępnych remasterów najstarszych albumów Oldfielda, mogę tylko wnioskować, że nawet wtedy, w latach '70, inżynierowie dźwięku współpracujący z Oldfieldem jak i on sam, zawsze wyciskali wszystko co się da, z dostępnego im sprzętu, by uzyskać jak najlepszą jakość. To owocuje. Bogactwo dźwiękowe i muzyczne utworów Oldfielda pozwala mi je ciągle odkrywać na nowo. Ciągle znajduję w nich nowe elementy, ukryte wcześniej przede mną motywy. Np. dziś, ponownie słuchając "QE2", zauważyłem po raz pierwszy, że w tle utworu "Molly", jako bardzo łagodny akompaniament, jest śpiew przepuszczony przez vocoder. I tak jest często, gdy znajduję czas by posłuchać coś Oldfielda, ale do tego trzeba również dobrej jakości sprzętu grającego, który nie stłumi i nie zniekształci bogactwa tych utworów.
Na szczęście przeważająca większość współczesnych albumów różnych wykonawców/zespołów, które kupuję lub dostaję nie jest tak niechlujnie przygotowana jak album "Riot". I ciągle są zespoły, które potrafią komponować (konstruować?) ciekawe albumy. To pocieszające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz